niedziela, 27 września 2015

Dookoła świata. Menstruacja.

               

 Cześć i czołem w ten Niedzielny wieczór. Dzisiejszy post o kobietach, ale nie tylko dla kobiet, również dla drugiej płci, która może chce się dowiedzieć co nieco.

                 Menstruacja nie jest niczym dziwnym dla każdej kobiety, jest to rzecz której nie da się uniknąć, a przez parędziesiąt nawet lat, trzeba się z nią użerać. Każda z nas, kobiet, przeżywa swoją miesiączkę inaczej. Dla niektórych jest to nieunikniony czynnik kobiecości, dla innych totalna męczarnia. Ja niestety należę do tej drugiej grupy. Bóle brzucha, barków, głowy i inne dolegliwości są dla mnie normą przez minimum 3 pierwsze dni okresu. Dalsza część zawsze jest niewiadomą, ale dzisiaj nie o tym jakie ja mam doświadczenie, a bardziej o innych, bo miesiączka nie jest czymś co pokazują w reklamach Always, gdzie kobieta tańczy w białych spodniach, bo kto normalny ubrałby białe spodnie!

                 Na pewno większość z was, tutaj kieruję już zdanie do obu płci, zastanawiała się kiedyś jak radzą sobie kobiety w krajach opóźnionych, gdzie daleko do cywilizacji.


                 Na stwierdzenie powyżej odpowiedź jest dość banalna. Nie radzą sobie. W krajach biednych, nawet jeśli dostępne są podpaski, tampony lub kubeczki menstruacyjne, większości po prostu szkoda pieniędzy. Idealnym przykładem jest historia pewnego mężczyzny - Arunachalam Muruganantham, zwany też "królem podpasek" ma bardzo ciekawą historię. Chciał zadbać o żonę i stworzyć coś na wzór podpaski. Dobre chęci jednak to nie wszystko, a jego historia nie jest do końca szczęśliwa, ale osiągnął wymierzony cel, no prawie. Zapraszam do zapoznania się z artykułem, gdzie wszystko jest dokładnie opisane [klik].
                                  Kobiety zakładają szmaty, watę lub po prostu chodzą,  a krew cieknie im po nodze. Niestety takie są czasy i nie każdy ma możliwość do "luksusów".

                 Teraz jednak przejdźmy do sedna. Jak wiadomo w różnych krajach, na różne sposoby obchodzi się różne rzeczy, święta itp. Miesiączka w wielu krajach uważana jest za osiągnięcie dojrzałości przez kobietę, znak że może wyjść za mąż oraz rodzić dzieci. Tak to właśnie się dzieje, że potem kobieta w wieku 25 lat ma 12 dzieci. Jest to dla europejczyków czymś dziwnym i nienaturalnym, ale bywa to normą. Bywa też tak, że kobieta miesiączkująca jest po prostu nieczysta. Taką niewiastę np. odseparowuje się od reszty lub nie może wchodzić do świątyni.

                 Z tego co wyczytywałam u wielu plemion pierwszej miesiączce towarzyszy proces inicjacji. Dla mnie te obrzędy są po prostu nieludzkie i nadal robi mi się niedobrze kiedy o tym myślę. Często jednym z elementów jest obrzezanie lub także skaryfikacja. To pierwsze jest zapewne znane. Nienawidzę tego słowa i nie wiem jak można zrobić coś takiego dziecku. Drugi wariant również wydaje mi się brutalny, a mianowicie nadawanie znaku na skórze, poprzez niekiedy nacięcie lub wypalanie skóry. O bolesnych przypadkach już skończmy i przejdźmy do czegoś innego.

                 W krajach afrykańskich często kobieta miesiączkująca otrzymuje wiele zakazów. Od ograniczeń żywieniowych, po chodzenie jednymi ścieżkami co mężczyźni. Brutalne, niestety. Mocne umniejszenie kobiet, a więc dziewczyny...cieszmy się że żyjemy tu gdzie żyjemy, a nie... nic ująć nic dodać.

Pozdrawiam, i do następnego postu,
Bayo!

czwartek, 24 września 2015

Wszechświat kontra Alex Woods - Gavin Extence




Cześć i czołem internetowi przyjaciele! Dzisiaj jak zapowiadałam ostatnio recenzja wspaniałej książki, książki dla każdego. Zapraszam do czytania! 



"Kiedy myślę o roku spędzonym w swojej klitce, dochodzę do wniosku, że to właśnie dzięki książkom nie użalałem się nad swoim losem."


Poznajcie Alexa. Alexa, który od urodzenia nazywany przez matkę Lex, a przez rówieśników Woods. Wiele imion, wiele twarzy, wiele cech. 

"Wszechświat kontra Alex Woods" to pozycja bardzo mądra i skłaniająca do refleksji. Lekki styl pisania Gavina pozwalał lepiej wczytać się w historię głównego bohatera, która jest opowiadana z jego punktu widzenia. Alex, którego pokochałam od pierwszych stron książki opowiada nam historię swojego życia. Jak wspomina, każdy moment na rozpoczęcie opowieści jest równie dobry.

Woodsa poznajemy kiedy to znajduje się na granicy, mając w samochodzie masę pieniędzy, narkotyki oraz co najciekawsze prochy człowieka, na tylnym siedzeniu. Ma on jednocześnie napad padaczki. 

"Ta historia przypomina nam, że nawet nieprawdopodobne jest możliwe - i czasem naprawdę się zdarza"

Kiedy to na początku książki trafia na komisariat policji, musi sensownie wytłumaczyć się z narkotyków i urny, co wydaje się wprost niemożliwe! Wtedy to właśnie Alex zwraca się osobiście do czytelnika. Wydaje mi się, że jeszcze się z tym nie spotkałam na taką skale, a co bardzo mi się spodobało. W tym właśnie momencie cofamy się w czasie, kiedy to chłopak jest dzieckiem i został uderzony meteorytem. Z tego miejsca nie powiem już nic więcej o tym. 

Przez stronice przesuwają nam się fragmenty dzieł Kurta Vonneguta, historia jest momentami zabawna, innymi smutna, a czasami musisz przeczytać zdanie dwa razy aby zrozumieć o co chodzi. Dzieło nie jest łatwe, choć "pisane" przez siedemnastolatka, to ten prawie dorosły człowiek jest fizycznym (i nie tylko) geniuszem. Alex wie wszystko o mózgu, meteorytach, meteorach i innych astronomicznych zagadnieniach. Fizyka i matematyka są jego konikiem, a wysiłek fizyczny piętą Ahillesa. 

"Nie, tak naprawdę wmawiałem sobie, jestem przykuty do mózgu, a przecież mogłem trafić gorzej (...) Pomimo swoich wad wcale nie był najgorszym miejscem, jakie można sobie wyobrazić." 

Mówię i mówię o Alexie, ale autor wprowadził szereg innych równie dobrze wykreowanych postaci drugo i trzecioplanowych. Moją sympatię zdobył również pan Peterson, staruszek, który walczył na froncie. Jest to mądra, zabawna postać, do której podchodzi się z dystansem, a to przecież on odegrał tutaj dużą rolę. Z postaci damskich polubiłam Ellie. Chociaż jej styl bycia mnie denerwował, ta chęć niezależności, ciągłe przekleństwa, papierosy i grrr. Krótko mówiąc wkurzała mnie. Polubiłam ją od sceny w szpitalu, ale aby się dowiedzieć o co mi chodzi, musisz sam przeczytać!

"-Jej zdanie nie ma żadnego sensu. Jest całkowicie pozbawione logiki.
-Logika! Ja pierdolę, Woods, w życiu są dużo ważniejsze rzeczy od logiki, na przykład bycie miłym. Twoja mama w głębi duszy jest dobrą osobą." 


Przechodząc już do kwestii, które mi się nie podobają, bo takie również wystąpiły. Książka bardzo mi się dłużyła. Nienawidzę fizyki, a w książce było dość sporo o tym, jednak to są gusta i guściki. Pozycja budzi dużo emocji i jestem jak najbardziej na tak, było jeszcze parę rzeczy, które mi przeszkadzały, ale aktualnie wypadły mi z głowy. 

Polecam jak najbardziej, jest to obowiązkowa książka, a jeszcze jedno... koniec. Myślałam, że końcówka rozwali system, ale ona była spokojna, jak cała pozycja. Bez rewelacji, zostawiając szerokie pole do popisu wyobraźni czytelnika. 

Jeżeli lubisz książki psychologiczne, dające do myślenia, poruszające trudne tematy, od wyśmiewania się rówieśników, po utratę ważnych osób, przez chorobę i wiele innych czynników, jeżeli nigdy nie czytałeś takiej książki, to to jest najlepsza pozycja do zaczęcia swojej przygody ;))

"Najwyraźniej próba samobójcza to typowy objaw depresji i nie mieści się w racjonalnych schematach zachowań człowieka w mojej sytuacji."

Tytuł; Wszechświat kontra Alex Woods
Autor; Gavin Extence
Wydawnictwo; Wydawnictwo Literackie
Ilość stron; 418


Ocena; 7/10

Ja ostatnio przeczytałam to dzieło, a co wpadło w wasze ręce? Czytaliście dzieło zrecenzowane wyżej? Może zamierzacie przeczytać?

Do Niedzieli, 
Bayo! 

wtorek, 15 września 2015

Moja Efektywna Nauka.

                 Na wstępie chciałabym coś ogłosić oraz przeprosić. Przepraszam, za to że w zeszłym tygodniu nie pojawiły się posty. Niestety druga klasa, to duże wymagania, więc posty będą pojawiały się (przynajmniej jak na razie) jedynie w niedziele. Czasami może się zdarzyć, że opublikuję post dodatkowy w środę lub czwartek, a więc obserwujcie i śledźcie uważnie!

                 Cześć i czołem!
                 Dzisiaj ukarze się ostatni post w tym roku szkolnym, związany z "Back to school". A mianowicie o tym jaki ja mam sposób na naukę. Jak pewnie wielu z was ja też mam swoje postanowienia związane z nowym rokiem szkolnym. Oczywiście są to podstawowe, jak w tym roku "będę ładnie prowadzić zeszyt".Myślę, że wiele osób tak właśnie sobie myśli, a po miesiącu odpuszczamy starania. Jak na razie, staram się jak mogę, aby moje notatki wyglądały schludnie i były czytelne. Jak na razie mi to wychodzi, ale co będzie dalej? Życzcie mi powodzenia!


1. Kolorowy zeszyt - niech twoje życie nie będzie takie


czarne/niebieskie (niepotrzebne skreśl).



*Zaznaczaj! - Zakreślaj, podkreślaj lub pisz kolorem ważne informacje.


*Kropkuj, myślnikuj, akapituj! 

 Polecam prowadzić zeszyty kolorowo, czytelnie i przejrzyście. Ja preferuje pisanie od kropek, ale oddzielanie potrzebnych informacji myślnikami, gwiazdkami, akapitami czy innymi znaczkami też jest dobre. Mamy tyle do wyboru to dlaczego tego nie wykorzystać? Zaznaczaj ważne informacje zakładkami, zaginaj rogi, czy załóż odrębny zeszyt i zapisuj tam najważniejsze informacje. To bardzo pomaga w nauce i przynosi rezultaty.

2. Nauka języka obcego w moim wydaniu.

Choć nauka angielskiego nie przynosi mi większych trudności, to z niemieckim jest nieco gorzej. Kiedy trudno zapamiętać mi jakieś zdanie bądź słówko, wykorzystuję do tego karteczki, które rozwieszam po domu w miejscach, obok których często przechodzę lub przebywam gdy szykuję się do szkoły (lustro, drzwi pokoju, łazienki). To świetna metoda nie tylko do słówek, ale również do dat, czy wzorów na chemię/fizykę. Za każdym razem kiedy widzisz karteczkę, powtarzasz znajdujące się na niej informacje. (Przepraszam za jakość)


3. Prace domowe. Pamięć może zawieść.

Niestety należę do ludzi leniwych i często z wielu przedmiotów nie zaglądam do zeszytu, jeżeli są to tematy, które nie sprawiają mi problemu, albo nie jest nic zapowiedziane. Mam to "szczęście", że jestem w szkole minimum 25 minut przed rozpoczęciem lekcji, a więc mogę materiał powtórzyć sobie jeszcze przed zajęciami, co bardzo polecam. Jako że jestem leniwa, od tego roku naklejam żółte karteczki na zeszyty, które informują mnie o pracy klasowej/kartkówce/pracy domowej itp.





4. Rób notatki. Słuchaj! 

Należę do osób, które idą do placówki zwanej szkołą, po to aby się uczyć. Korzystaj ze wszystkiego, nawet zastępstw. Nie rób sobie ulg. Nowy nauczyciel może nauczyć cię więcej. Ja zawsze uważam, na lekcjach, słucham, aby mniej musieć uczyć się w domu. Po co zabierać sobie jeszcze bardziej czas?


5. To co masz zrobić jutro, zrób dziś.
To się powtarza w każdym poście tego typu i każdy blogger, który o tym mówi, ma racje. Od tego roku, kiedy mam we wtorek lekcje, na które nie muszę się dużo uczyć, odrabiam zadania na następne dni, nie zawsze wszystkie, ale w większości. Jeszcze nie mam takiego przyzwyczajenia względem weekendów, ale nad tym pracuje.

 Mam nadzieję, że choć parę z tych rzeczy wam się przyda w waszym szkolnym życiu. Karteczki, zakładki, kolorowe pisaki są dla mnie podstawą w nauce! Życzę wam więc miłej edukacji. A wy jakie macie sposoby na naukę? Co wam ułatwia życie? Mam nadzieję, że post się podobał i zrozumiecie, to że posty będą dodawane rzadziej. Mam nadzieję, że mi wybaczycie. To do Niedzieli,
Bayo!

***DODAŁABYM COŚ DO SWOJEJ WYPOWIEDZI, a mianowicie "Ucz się w ciszy". Ze swojego "doświadczenia" wiem, że słuchanie muzyki przy nauce nie ułatwia sprawy. Próbowałam z każdą muzyką od wspaniałego Rock'a, przez Punk, do Popu, aż kończąc na cudownej muzyce wykonywanej na instrumentach klasycznych. To nie pomaga, a nawet przeszkadza. Zamiast skupiać się na wiadomościach, połowa twojego mózgu zajmuje się dźwiękami otoczenia, a nawet zaczynasz nieświadomie nucić tekst/melodię utworu.

niedziela, 6 września 2015

Cyberprzestrzeń z mojego dzieciństwa!

Witam wszystkich zgromadzonych w dzisiejszej cyberprzestrzeni!



                 Myślę, że temat internetu jest dość rzadko poruszany w blogosferze, a jest to rzecz, bez której myślę, że wielu nie wyobraża sobie życie. Tutaj pragnę nadmienić, że kiedyś nie było tego elektronicznego świata, a ludzie jakoś sobie radzili, zapewne teraz kiedy padła by sieć tak jak było to opisane w "Monument 14. Odcięci od świata", gdzie telefony, telewizory czy komputery są połączone z "siecią", a kiedy ona pada tak naprawdę zostają odcięci od świata zewnętrznego. 

                Oczywiście nie o tym jest dzisiejszy post! Ostatnio natchnęło mnie na sprawdzenie co się dzieje na jednej z moich ulubionych gier dzieciństwa. Stardoll, gdzie to kreujesz swoją postać, kupujesz jej ubrania, czy urządzasz apartament. Moja doll, ma się dobrze, uważam że miałam nawet jako dziecko dobry gust co do ubrań, ale jedyne co mnie interesowało w tej grze, to co się dzieje na zagranicznych "imprezach". Jak na tej stronie moje konto było już w archiwum, ale mogłam je przywrócić, tak na Howrse nie miałam już tyle szczęścia. Ta za to strona też była kiedyś moją ulubioną, codzienne wchodzenie by zaliczyć dzień, zdobyć kartę czy los na loterie, co wyznaczony czas. Było to mega pochłonięcie, moja stadnina (?) była pełna wysokiej klasy wierzchowców, jednak mówi się trudno. Szkoda, że nieaktywne konta zostają usuwane. Kolejną grą, za którą się wstydzę jest Movie Star Planet. Tam też spróbowałam szczęścia i udało mi się na nowo odkryć świat *gwiazd*. 


               Jako dziecko spędzałam 2/4 dnia na dworze, 1/4 na spaniu oraz tyle samo na przebywaniu w internetach. Chociaż wykorzystywałam to dzieciństwo na przebywaniu z rówieśnikami, to resztę dnia traciłam na niepotrzebne siedzenie w cyberświecie. Do tego dochodziło jeszcze wydawanie w nim pieniędzy. (zdjęcie pierwsze, to moja doll, drugie mojej przyjaciółki)



               Właśnie tak! Przeznaczałam na to dość sporo pieniędzy jak na dziecko. Zawsze bardzo oszczędzałam przez dwa miesiące, by w trzecim, zaoszczędzone 10/15 zł wydać na SuperStar, Kupon, czy VIP. Teraz uważam to za głupie, ale wtedy zapatrzenie w te strony było nie do powstrzymania. 
               Kiedy weszłam na MSP napisała do mnie jakaś dziewczyna, ja odpisałam, zaczęłyśmy pisać, to że wydawało mi się, że pisze z dzieckiem to jedno, ale jej podejście do życia było rozwalające. Nie będę tutaj wchodzić w szczegóły jednak, kiedy powiedziała że ma 13 lat (pierwsza gimnazjum xd) i nie szkoda jej wydawać kasy na konto VIP, bo ją cieszy to że może kupić jakieś tam ciuchy to mnie zamurowało. 

               Nikogo nie oceniam i wiem, że każdy ma inne podejście, ale zaczęłam jej tłumaczyć, że będzie tego żałować tak jak ja, bo kiedy po nawet roku, czy więcej przestajesz grać w te gry i uświadamiasz sobie, ile np. kaw byś teraz kupiła, czy uzbierałabyś nawet na nowe spodnie lub 3 książki, to cię to przeraża. Niestety nie każdemu da się to uświadomić ;((


A czy wy należeliście do jakiejś społeczności jak Stardoll, a może dalej należycie? Może tak jak ja oszczędzaliście aby oddać pieniądze cyberświatowi? Dajcie znać w komentarzach!
Zapraszam do obserwacji i komentowania oraz do krytyki,

Bayo!
***
Wiem, że post bez celu, nie mający nic głębszego na celu, ale... przez godzinę czytałam dzisiaj blogi i na każdym było albo coś z Back to School, albo o motywacji. Napisałam post o przyszłości, a potem otworzyłam nową kartę i zaczęłam pisać tą notkę, bo może pora się zatrzymać i pomyśleć o tych beztroskich latach, kiedy nie mieliśmy na głowie miliona spraw. 

czwartek, 3 września 2015

Back to school by me - Lektury, które warto przeczytać

                 Witajcie i cześć w dzisiejszym poście miśki!
                 Tak, tutaj znowu ja! Mam nadzieję, że się za mną stęskniliście! Pomyślałam, że zamiast recenzji świetnej książki zrobimy coś od czego szaleje blogowa strefa ostatnimi dniami, a mianowicie "Back to school". Będzie to inna wersja, ponieważ nudne jest pokazywanie tego co i tak ma każdy! Postanowiłam, że poczekacie jeszcze jeden tydzień na recenzje jakiegoś pochłaniacza.
Nic wam nie zdradzę!
                 A teraz kiedy zaczęliście się już nudzić przejdźmy do zamierzonego tematu, a mówię tutaj o czymś co chyba każdy nienawidzi i ja jeszcze niedawno należałam do tego grona. Wkurza mnie kiedy ktoś karze mi coś przeczytać w wyznaczonym terminie, zaznaczać jakieś wytyczone fragmenty, a potem oceniać mnie z czytania. Odbiera to chęci do zagłębienia się w historię, a przez osoby które i tak nie czytają nie pozwala zakochać się w dziele.
Lektury szkolne
                 Już nie raz słyszałam wśród swoich znajomych, czy nawet osób poznanych na internecie, że książki są nudne, a po zadaniu przeze mnie pytania "Dlaczego?", najczęściej pada odpowiedź dotycząca lektur szkolnych.

Nie zawsze lektury muszą być złe, a dzisiaj chciałabym wam przybliżyć lektury, które uważam za warte uwagi i radzę zagłębić się w nie przed omówieniem w szkołach. Ja tak zrobiłam, zazwyczaj kiedy nauczyciel omawia na lekcji, cała magia tej książki ulatuje, a więc zapraszam do lektury ;)


1. "Mały książę"Antoine de Saint-Exupéry

W świecie szarej rzeczywistości, gdzie mieszka chłopiec o złotych włosach, a gwiazdy śmieją się jego śmiechem, może nie wszystko jest takie szare. Rodzice czasami zapominają, że też byli dziećmi, a dzieci że ich rodzice też mogą przechodzić okres "dojrzewania".

Książka piękna, głęboka i dla każdego! W każdym wieku patrzy się na nią z innej strony, ja już w pierwszej klasie gimnazjum, kiedy jeden z egzemplarzy trafił do moich rąk. Momentalnie pokochałam historię pilota, a w mojej głowie zaczęły rodzić się filozoficzne myśli. Na szczęście swoje wypowiedzi mogłam porównywać z dwoma bliskimi mi osobami, które również podchodziły z takim podejściem do tej pozycji.

"Mały książę" jest dobry dla każdego, ale każdy widzi ją inaczej. Dla dzieci jest to kolorowy świat, dla innych piękna historia o przyjaźni, dla mnie jest to autobiografia oprawiona w kolorowe obrazki. Kocham ją, cóż mogę powiedzieć innego. Nie skreślaj jej na starcie!



2. "Oskar i pani Róża"
3. "Kamienie na szaniec"
4."Tajemniczy Ogród"
5."Krzyżacy tom 1"
6."Ten obcy"

To jest moje zestawienie lektur, które warto przeczytać, opisałam tylko pierwszą, ponieważ chciałabym abyście przeczytali tą pozycję zanim będzie za późno, a do tego aktualnie w kinach leci animacja tego wspaniałego dzieła. Ja się wybieram niedługo i jeżeli wszystko się uda mogę dodać recenzje lub porównanie ekranizacja vs. książka. Wybierzcie i dajcie mi o tym znać! Napiszcie mi również czy post wam się podobał i chcecie coś jeszcze z serii "Back to school" np, jak się najefektowniej uczę, jak robię notatki itp. ;)

Pozdrawiam, zapraszam do komentowania, obserwacji i,
Bayo!

         

P.S Ostatnio natknęłam się na wspaniały książkowy blog. Zapraszam! [KLIK]

środa, 2 września 2015

5 filmów, które musisz zobaczyć - Gra Endera

Cześć i czołem w dzisiejszym poście.
Rozpoczęcie szkoły już za nami, pierwszy dzień też już minął, teraz już będzie tylko z górki! No może nie koniecznie, ale pozytywne myślenie jest jak najbardziej wskazane! 
Dzisiaj, krótko bo od pierwszych dni należy się uczyć! Nauczyciele już biegną z tematami i nie ma nawet chwili na wytchnienie. Dzisiaj chciałabym wam przedstawić film, który znalazł się na mojej liście 5 filmów, które musisz zobaczyć.

"Gra Endera"
                 Czego to jeszcze nie było, skoro "Gra Endera" jest z nami? 
Mamy rok 2070, kilka lat temu Ziemia została zaatakowana przez kosmitów, jakimś sposobem wojska amerykańskie zdołały pokonać inwazję, jednak nadal boją się o swoje bezpieczeństwo. Wiedzą, że robale powrócą by zająć ich ukochaną planetę. 

Ludzie wymyślili, że najlepszymi żołnierzami są dzieci. Wychowywane na grach komputerowych, które całe dnie ćwiczą strategie wojskowe. Najlepsi zostawiają rodzinę na wiele lat, by przygotować się do odparcia wroga. Wtedy pojawia się Ender. Dziecko, które przyszło na świat w jednym celu, pokonać robale. 




                 "Gra Endera" to nic innego jak ekranizacja książki pod tym samym tytułem, autorstwa Orsona Scott Card. Gavin Hood reżyser i scenarzysta w jednym wykonał kawał dobrej roboty, a dlaczego o tym zaraz się przekonacie.

Nie była to najlepsza ekranizacja, jako film tego rodzaju, był fatalny. Chociaż pan Hood starał się dodać wszystkie emocje na ekranie to poszedł trochę na skróty, ale nie oceniamy tutaj ekranizacji, a film, jako osobne dzieło.

Jak wspomniałam scenarzysta poszedł niestety na skróty! Rozumiem, że ilości wątków nie dało się pokazać w tak krótkim dziele, jednak wszystko jest dla człowieka za mgłą. Wydarzenia dzieją się bardzo szybko, a wojna z kosmitami jest nam odległa.

Jednak dlaczego mówię o wadach, skoro jest to jeden z najlepszych filmów jakie kiedykolwiek oglądałam?

Na sam początek weźmiemy aktorów, którzy odwalili bardzo dobrą robotę. Niektórzy dostali więcej światła inni mniej, jednak do nikogo nie mam zastrzeżeń. Uważam, że aktorzy zostali bardzo dobrze dobrani do swoich ról. Momentalnie da się pokochać Pułkownika Graffa (w tej roli Harrison Ford), który towarzyszy nam od samego początku. Pojawiło się też wiele kobiet wartych uwagi, ale nie będę was zanudzać nazwiskami, trzeba się o tym przekonać samemu.

Pokazanie tego statku kosmicznego od środka było naprawdę dobrze zrobione. Miłe dla oka i zrozumiałe dla odbiorcy. Skafandry naszych bohaterów spodobały mi się chyba najbardziej! Wyobrażałam je sobie kompletnie inaczej i chyba pierwszy raz wersja kogoś innego podoba mi się nawet lepiej.


                 Zaskakujące zakończenie, fenomenalna obsada, świetny wystrój. Czego można chcieć jeszcze? Jak na tak niski budżet, film wyszedł naprawdę dobrze. Polecam jako miła odskocznia od rzeczywistości obowiązków, czy nadchodzącej masy nauki, bo kto nie chciałby zatopić się w świat młodego chłopca, który musi pokonać trudności losu.

Polecam książkę, która lepiej odzwierciedla wydarzenia, pokazuje nam prawdziwy świat wykreowany przez Orsona i pomaga lepiej zakochać się w świecie sci-fi.


                 Uważam, że to film dla każdego. Nigdy wizja świata atakowanego przez kosmitów nie była moją ulubioną, a ten film jednak znalazł się na tej liście! Polecam każdemu, może nie pobije klasyków, ale warto go poznać. Oceniam film na słabe 9/10 ;)

Oglądaliście? Zamierzacie? Czy was zainteresowałam? (odpowiedz w komentarzu!)
Jak tam pierwsze dni szkoły? 



Dzięki za przeczytanie, zostaw po sobie komentarz lub jeżeli ci się podoba to jak piszę to może skusisz się na obserwację. Już za tydzień opiszę kolejny film, już jutro coś o książkach! Życzę powodzenia w szkole, w pracy czy innym środowisku,
Bayo!

*Filmy pokazane w tym cyklu są mniej znane (prócz Mulan), gdyż chcę pokazać wam coś innego. Są to wyłącznie moje propozycje i nie każdemu muszą przypaść do gustu.